sobota, 16 marca 2013

Relaks sobotniej nocy.


                Szukałem dzisiaj płyty, przy której mógłbym się dobrze zrelaksować, i tak jak jest napisane w Piśmie - szukajcie, a znajdziecie - znalazłem. Solowy album pianisty Theloniousa Monka „Solo Monk” wydany w 1965 roku.  Album solowy sensu stricto można by śmiało napisać - tylko Monk i fortepian.
                Co mnie najbardziej urzekło na tej płycie? Miękkie, ciepłe brzmienie, piękne kompozycje a szczególnie to, że słychać jak Monk podczas gry ni to podśpiewuje, ni to mamrocze coś pod nosem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz