Ktoś
kiedyś napisał o tej płycie, że mogłaby być ścieżką dźwiękową do końca świata, Coś w tym stwierdzeniu musi być, bo w momencie debiutu Killing Joke, chyba żaden
inny zespół nie grał równie ponurej i apokaliptycznej muzyki, a i niewielu
wykonawców później zbliżyło się do
poziomu prezentowanego przez załogę Jaza Colemana w roku 1980.
Dużo ze swojej atmosfery płyta
zawdzięcza właśnie liderowi grupy, który swoim charakterystycznym głosem i
sposobem artykułowania dźwięku ( bo ciężko to, co robi Jaz Coleman nazwać śpiewem) wprowadza do prostej
post-punkowej muzyki jakieś nieziemskie szaleństwo Podobnie jak syntezatory, na
których gra dodają muzyce sporo chłodu i niepokojącego klimatu.
„Killing Joke” to płyta, która stała
się jednym z kamieni milowych zarówno dla post-punka, metalu, industrialu jak i
rocka gotyckiego. Między innymi tą płytą inspirował się kilka lat później
Tomasz Adamski nagrywając z zespołem Siekiera „Nową Aleksandrię” , a muzyków z zagranicy,
którzy przyznają się do czerpania z twórczości Colemana i spółki nie jestem w
stanie wymienić, bo lista nazwisk jest naprawdę imponująca. Zdecydowanie warto znać ten album.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz