wtorek, 12 marca 2013

Człowiek z rogiem.


- Miles Davis wielkim artystą był… i należy podziwiać i zachwycać się…
- A ja nie lubię jazzu, i mnie nie wzrusza, ani nie zachwyca!!!  Mnie wzrusza tylko muzyka rockowa!!!

I cóż począć gdy spotykają się ze sobą dwa tak radykalne punkty widzenia? Należy uzbroić się w cierpliwość i przeczekać wojnę, która lada moment nastąpi lub znaleźć szybko jakiś środek zaradczy. Na szczęście rozwiązanie tego muzycznego pata podsuwa nam sam wielki Miles na swoim albumie z 1981 roku „The Man With The Horn” gdzie pożenił bardzo zgrabnie jazz, fusion, rocka i funk. Zawsze gdy odpalam tę płytę mam nieodparte wrażenie, że nasłuchał się jej Tom Morello przed nagraniem debiutanckiego albumu Rage Against The Machine. 
Co ciekawe w nagraniu albumu wzięło udział oprócz Davisa aż dziecięciu muzyków, mimo to płyta brzmi bardzo spójnie. Świetnie gra basista Marcus Miller, na uwagę zasługuje też gitara Mike'a Sterna w utworze "Fat Time" (to jedyny utwór na płycie, w którym zagrał Stern). Miles pokusił się natomiast o użycie efektu wah-wah podczas nagrywania trąbki, co daje nam dość osobliwy, ale interesujący efekt brzmieniowy.
W moim odczuciu zdecydowanie najbardziej rockowa płyta w dorobku wielkiego jazzmana. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz