- Miles Davis wielkim artystą był… i należy podziwiać i
zachwycać się…
- A ja nie lubię jazzu, i mnie nie wzrusza, ani nie
zachwyca!!! Mnie wzrusza tylko muzyka
rockowa!!!
I cóż począć gdy spotykają się ze
sobą dwa tak radykalne punkty widzenia? Należy uzbroić się w cierpliwość i przeczekać
wojnę, która lada moment nastąpi lub znaleźć szybko jakiś środek zaradczy. Na
szczęście rozwiązanie tego muzycznego pata podsuwa nam sam wielki Miles na
swoim albumie z 1981 roku „The Man With The Horn” gdzie pożenił bardzo zgrabnie
jazz, fusion, rocka i funk. Zawsze gdy odpalam tę płytę mam nieodparte
wrażenie, że nasłuchał się jej Tom Morello przed nagraniem debiutanckiego
albumu Rage Against The Machine.
Co ciekawe w nagraniu albumu wzięło udział oprócz Davisa aż dziecięciu muzyków, mimo to płyta brzmi bardzo spójnie. Świetnie gra basista Marcus Miller, na uwagę zasługuje też gitara Mike'a Sterna w utworze "Fat Time" (to jedyny utwór na płycie, w którym zagrał Stern). Miles pokusił się natomiast o użycie efektu wah-wah podczas nagrywania trąbki, co daje nam dość osobliwy, ale interesujący efekt brzmieniowy.
W moim odczuciu zdecydowanie najbardziej rockowa płyta w dorobku wielkiego jazzmana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz