czwartek, 21 marca 2013

Niewinny czarodziej.


                Dziś o człowieku, który wolał być muzykiem niż lekarzem. Krzysztof „Komeda” Trzciński, bo o nim mowa, miał niesamowity talent pisania prostych, opartych na kilku dźwiękach melodii, które  automatycznie zapadają w pamięć. Z pewnością  ułatwiało mu to pracę nad muzyką do filmów, a jego „Kołysanka” napisana do filmu „Dziecko Rosemary” do dziś jest jednym z najchętniej interpretowanych przez innych artystów (nie tylko jazzowych, żeby wspomnieć tylko o metalowej wersji nagranej przez zespół Fantomas) motywów muzycznych.
                Jednak nie tylko muzykę filmową komponował Krzysztof Komeda, artysta o niezwykle szerokich horyzontach, jako jeden z pierwszych pokazał bez kompleksów, że w Europie można grać jazz nie kopiując ślepo wzorców amerykańskich, za to można twórczo je rozwijać. Komeda wplatał w swoją muzykę coś, co krytycy ochrzcili „polską duszą”,  i rzeczywiście jest w jego muzyce jakaś wibracja, której nie ma jazz amerykański. Płytę „Astigmatic” można zaś śmiało uznać za Opus Magnum tego tragicznie i zdecydowanie przedwcześnie zmarłego artysty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz