Dziś o
człowieku, który wolał być muzykiem niż lekarzem. Krzysztof „Komeda” Trzciński,
bo o nim mowa, miał niesamowity talent pisania prostych, opartych na kilku
dźwiękach melodii, które automatycznie
zapadają w pamięć. Z pewnością ułatwiało
mu to pracę nad muzyką do filmów, a jego „Kołysanka” napisana do filmu „Dziecko
Rosemary” do dziś jest jednym z najchętniej interpretowanych przez innych
artystów (nie tylko jazzowych, żeby wspomnieć tylko o metalowej wersji nagranej
przez zespół Fantomas) motywów muzycznych.
Jednak
nie tylko muzykę filmową komponował Krzysztof Komeda, artysta o niezwykle szerokich
horyzontach, jako jeden z pierwszych pokazał bez kompleksów, że w Europie można
grać jazz nie kopiując ślepo wzorców amerykańskich, za to można twórczo je
rozwijać. Komeda wplatał w swoją muzykę coś, co krytycy ochrzcili „polską duszą”, i rzeczywiście jest w jego muzyce jakaś
wibracja, której nie ma jazz amerykański. Płytę „Astigmatic” można zaś śmiało
uznać za Opus Magnum tego tragicznie
i zdecydowanie przedwcześnie zmarłego artysty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz