The
Clash to w moim prywatnym rankingu jeden z zespołów wszechczasów. Dla szeroko
pojętej muzyki alternatywnej były tym czym The Beatles dla muzyki popularnej.
Po nich już nic nie było takie samo, a całe rzesze zespołów zarówno punkowych,
indie-rockowych, post-punkowych, alternatywnych jak i artystów związanych z
rapem czy sceną techno wymienia ten zespół jako jedną ze swoich głównych inspiracji
(informacja dla roczników powyżej 1990 – to nie The Clash coverowali Cypress
Hill, tylko na odwrót).
Skoro
The Clash byli Beatlesami muzyki alternatywnej – by trzymać się tego porównania
- to ich „Sierżantem Pieprzem” bez wątpienia był album „London Calling”. Na tej
płycie Joe Strummer z kolegami pokazali, że punk to nie tylko trzy akordy, ale poszukiwanie
w różnych, czasem dość zaskakujących kierunkach muzycznych. Muzyka na tym –wydanym
w 1979 roku - albumie to eklektyczne połączenie punk-rocka, reagge, rockabilly
i popu. Teksty utworów są jak zwykle u The Clash zaangażowane społecznie, a
prawie każdy utwór ma w sobie mniejszy lub większy przebojowy potencjał, nie
tracąc przy tym na autentyczności. Okładkę płyty zawsze odbierałem jako swoisty manifest - poprzez nawiązanie do okładki pierwszego albumu Presleya, The Clash obwieszcza, że czas na zmianę warty na rock'n rollowym szczycie – i rzeczywiście - „London Calling” może uchodzić za przykład
jak się robi płyty, które na zawsze wchodzą do kanonu muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz