środa, 14 maja 2014

DUŻY i mały razem zagrali.



Work to zapis występu duetu Olbrzym i Kurdupel w krakowskim klubie Alchemia dokonany w lutym ubiegłego roku, a wydany w tym roku przez oficynę Kilogram Records. W przypadku płyt nagrywanych przez duety, czy artystów solo zawsze gdzieś w mojej głowie czai się obawa, że materiał będzie zbyt monotonny, że tak niewielki skład nie da rady wydobyć ze swoich instrumentów dawki muzycznej energii potrzebnej by przykuć moją uwagę na dłużej niż kilka chwil. W przypadku trzeciego albumu nagranego wspólnie przez Tomasza Gadeckiego i Marcina Bożka wątpliwości te okazują się zupełnie bezpodstawne. Zarówno grający na saksofonie Gadecki jak i basista Marcin Bożek to na naszym krajowym improwizatorskim podwórku artyści na których warto zwrócić uwagę w pierwszej kolejności.
Obaj panowie wykazują się zarówno opanowaniem instrumentów i świetną muzyczną intuicją ale też wielością pomysłów i otwartością w kreowaniu i penetrowaniu muzycznych przestrzeni. Każdy z tej dwójki nie tylko ma wiele do zaoferowania od siebie, ale też doskonale potrafi słuchać partnera, co podczas improwizacji ułatwia im osiągnięcie porozumienia i prowadzenie znakomitych wielowarstwowych dialogów. Najnowszy album Olbrzyma i Kurdupla to właściwie płyta-spotkanie dwóch starych znajomych, którzy wciąż mają sobie wiele do opowiedzenia, ale są też ciekawi opowieści drugiej strony. I snują tę historię wspólnie, dopowiadając, rozwijając wątki i uzupełniając je. Czasem rzewnie, a czasem z ogromną dynamiką narracji. Nie zanudzają, nie powodują uczucia zmęczenia, a to nie wszystkim artystom improwizującym przychodzi z łatwością. Gadecki i Bożek w muzycznym daniu, które zaserwowali w Alchemii doskonale dobrali proporcje, nie tylko unikając monotonii, ale i chaosu, o który równie łatwo w tego typu graniu.
Muzyka improwizowana to przede wszystkim stwarzanie nastroju chwili, gra napięciami, wywoływanie w słuchaczu serii ulotnych wrażeń. To muzyczne „tu i teraz”, które traci nieco swój wdzięk podczas wielokrotnego odtwarzania. Piszę o tym, bo słuchając płyty Work czuję zazdrość wobec wszystkich, którzy byli świadkami tego występu. Jeżeli ta muzyka robi na mnie ogromne wrażenie podczas odsłuchu w domowym zaciszu, to jak dużym przeżyciem musiało być uczestnictwo w akcie jej tworzenia? Po wysłuchaniu tego trwającego około pięćdziesięciu minut materiału czuję się nasycony muzyczną strawą z najlepszej kuchni. Panowie serwujący tę potrawę wiedzieli jak uniknąć przejedzenia i pozostawić u słuchacza uczucie przyjemnej sytości. U mnie spowodowali dodatkowo apetyt na więcej.






Tekst ukazał się w majowym numerze miesięcznika JazzPRESS,
Do pobrania pod linkiem: