Zawsze
miałem wrażenie, że (the) Melvins to zespół w naszym kraju okrutnie
niedoceniony. Owszem zagrali u nas kilka koncertów, maja oddaną grupę fanów,
ale nie są obecni w powszechnej świadomości miłośników mocnego gitarowego
grania, w takiej skali jaka jest im należna. Płyty (the) Melvins powinno się
puszczać wszystkim małolatom, którzy zachwycają się takimi słabiznami jak na
przykład Nirvana (z kolei w przypadku tego zespołu nigdy nie byłem w stanie
zrozumieć powszechnego kultu jakim jest otaczany).
Załoga Buzza Osborne’a to zespół
ważny przynajmniej z dwóch powodów: wymyślili grunge (który przeżyli) i walnie
przyczynili się do powstania sludge-metalu. Śmiem twierdzić – i nie jestem w
tym twierdzeniu odosobniony, że bez (the) Melvins nie byłoby tych wszystkich
Nirvan, Soungardenów czy Alice In Chainsów, ale i chociażby Toola.
„Stoner Witch” to siódmy album
zespołu nagrany w roku 1994, czyli w czasach największego grunge’owego boomu.
Muzyka na nim zawarta to bardzo charakterystyczna dla tej grupy mieszanina zadziornego
brzmienia i wpadających w ucho riffów,
jest też sporo grania w wolnych tempach, ale są i miłe gitarowe „kopnięcia”
(moi osobiści faworyci to „Sweet Willy Rollbar” i „Magic Pig Detective”).
Momentami - co również charakterystyczne dla tego zespołu - muzyka zahacza o
eksperyment i nieźle pokręcone muzyczne żarty. Panowie wyraźnie bawią się swoim
graniem. Słuchając ich muzyki często mam wrażenie, że byli o krok do przodu w
stosunku do tego co w tym samym czasie nagrywały inne zespoły. Ich muzyce nie
można przy tym wszystkim odmówić mocy, uroku, ale i pewnej dawki - dziwnej - ale jednak przebojowości. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze specyficzny humor zawarty w tekstach.
Podsumowując - (the) Melvins to świetny
i ważny zespół – szkoda, że tak słabo u nas znany, a „Stoner Witch” to płyta
godna polecenia każdemu, kto ceni sobie mocne, gitarowe a przy tym
nieszablonowe granie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz