O płycie
będącej rejestracją koncertu chyba jeszcze tu nie pisałem, a płyty „live” lubię
bardzo – i zdecydowanie wolę takie, które są zapisem jednego występu, niż te,
które są zlepkiem fragmentów kilku różnych koncertów.
Do
moich zdecydowanych faworytów wśród nagrań koncertowych należy album zarejestrowany
w roku 1970 przez brytyjską grupę The Who „Live at Leeds”. Uwielbiam jakże charakterystyczną
chropowatość brzmienia, energię która bije z praktycznie każdego utworu i
przede wszystkim dzikość muzyki The Who – bodaj najbardziej energetycznego i
najostrzej grającego zespołu powstałego w latach ’60 XX wieku, który pomimo
trochę „beatlesowskich” momentów w melodiach i zaśpiewach, swoją twórczością
zapowiadał mający narodzić się za niemal dekadę punk-rock.
Świetny
koncert, kapitalna płyta – pozostaje mi jedynie żałować, że słuchając tych
nagrań mogę sobie tylko wyobrażać wizualną stronę show, które fundowali fanom
Pete Townshend, Keith Moon, Roger Daltrey i John Entwistle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz