Work
to
zapis występu duetu Olbrzym i Kurdupel w krakowskim klubie Alchemia dokonany w
lutym ubiegłego roku, a wydany w tym roku przez oficynę Kilogram Records. W
przypadku płyt nagrywanych przez duety, czy artystów solo zawsze gdzieś w mojej
głowie czai się obawa, że materiał będzie zbyt monotonny, że tak niewielki
skład nie da rady wydobyć ze swoich instrumentów dawki muzycznej energii
potrzebnej by przykuć moją uwagę na dłużej niż kilka chwil. W przypadku
trzeciego albumu nagranego wspólnie przez Tomasza Gadeckiego i Marcina Bożka
wątpliwości te okazują się zupełnie bezpodstawne. Zarówno grający na saksofonie
Gadecki jak i basista Marcin Bożek to na naszym krajowym improwizatorskim
podwórku artyści na których warto zwrócić uwagę w pierwszej kolejności.
Obaj panowie wykazują się zarówno
opanowaniem instrumentów i świetną muzyczną intuicją ale też wielością pomysłów
i otwartością w kreowaniu i penetrowaniu muzycznych przestrzeni. Każdy z tej
dwójki nie tylko ma wiele do zaoferowania od siebie, ale też doskonale potrafi
słuchać partnera, co podczas improwizacji ułatwia im osiągnięcie porozumienia i
prowadzenie znakomitych wielowarstwowych dialogów. Najnowszy album Olbrzyma i
Kurdupla to właściwie płyta-spotkanie dwóch starych znajomych, którzy wciąż
mają sobie wiele do opowiedzenia, ale są też ciekawi opowieści drugiej strony.
I snują tę historię wspólnie, dopowiadając, rozwijając wątki i uzupełniając je.
Czasem rzewnie, a czasem z ogromną dynamiką narracji. Nie zanudzają, nie
powodują uczucia zmęczenia, a to nie wszystkim artystom improwizującym
przychodzi z łatwością. Gadecki i Bożek w muzycznym daniu, które zaserwowali w
Alchemii doskonale dobrali proporcje, nie tylko unikając monotonii, ale i
chaosu, o który równie łatwo w tego typu graniu.
Muzyka improwizowana to przede wszystkim
stwarzanie nastroju chwili, gra napięciami, wywoływanie w słuchaczu serii
ulotnych wrażeń. To muzyczne „tu i teraz”, które traci nieco swój wdzięk
podczas wielokrotnego odtwarzania. Piszę o tym, bo słuchając płyty Work czuję zazdrość wobec wszystkich,
którzy byli świadkami tego występu. Jeżeli ta muzyka robi na mnie ogromne
wrażenie podczas odsłuchu w domowym zaciszu, to jak dużym przeżyciem musiało
być uczestnictwo w akcie jej tworzenia? Po wysłuchaniu tego trwającego około pięćdziesięciu
minut materiału czuję się nasycony muzyczną strawą z najlepszej kuchni. Panowie
serwujący tę potrawę wiedzieli jak uniknąć przejedzenia i pozostawić u
słuchacza uczucie przyjemnej sytości. U mnie spowodowali dodatkowo apetyt na więcej.
Tekst ukazał się w majowym numerze miesięcznika JazzPRESS,
Do pobrania pod linkiem: